27.02.2018. Moje subiektywne obserwacje n/t Filipin i Filipińczyków.
Filipiny.
Jest to biedny kraj. Rejon w którym mieszkaliśmy jest bardzo zaniedbany. Drogi zniszczone lub tylko w części wybudowane. Domy w większości sklecone z byle czego. Być może to jeszcze skutki niszczycielskiego tajfunu Jolanda, który kilka lat temu spustoszył wyspę. Natomiast słabo działający Internet trudno wytłumaczyć, bo chociaż zakupiłem kartę z transmisją LTE i miałem zasięg to przesyłanie nawet niewielkich plików trwało czasami w nieskończoność.
Bieda to jedno – a bylejakość w organizacji przestrzeni, porządkach i pracy to drugie. Komu przeszkadza tzw. “badziewie” niech tutaj nie przyjeżdża, będzie zdegustowany. Filipińczykom to nie przeszkadza. Odnajdują się w kałużach zalewających ulice, rozpadających się “domach”, wałęsających się wszędzie i brudzących psach. Wystarczą japonki, szorty, koszulka, głośna muzyka od rana do późnej nocy i można wieczorem bawić się z sąsiadami przy grillu ustawionym praktycznie na środku ulicy 🙂
Znajome rytmy w każdym zakątku wyspy 🙂
Logika niektórych poczynań Filipińczyków bywała dla mnie niezrozumiała.
Jak się nie ma innych warunków, wystarczy kawałek ulicy, żeby rozkręcić biznes.
Jacy są Filipińczycy?
Pierwsze określenia, jakie mi przychodzą do głowy to:
- Uśmiechnięci, przyjaźni i pomocni. Nie ma praktycznie bariery kontaktu, bo prawie wszyscy rozmawiają po angielsku. Czasami szerokim uśmiechem pokrywają brak zrozumienia tego, o czym mówimy. My błędnie może to odebrać jako akceptację.
- Niesłowni. Umawiają się na jeden rodzaj usługi – oferują inny i dla nich to nie kłopot. Np. Zamówiłem dużą cichą łódź na wycieczkę na wyspę – dostaliśmy małą i hałaśliwą. Inny przypadek to zamówienie karty sim z Internetem bez ograniczeń w sieci Smart: Po półgodzinnym wyjaśnianiu, opłaceniu – otrzymałem kartę w sieci Globe z limitem dziennym 800MB. Ręce opadły…
- Rozleniwieni – wszelkie prace budowlane, porządkowe wyglądają, jakby kręcony był film w zwolnionym tempie. Trzeba co jakiś czas odpocząć, pogadać, wypić coś dla ochłody.
- Żyją tu i teraz, nie mają za wielkich ambicji, ponieważ nie mają perspektyw.
- Mają talent. Każdy chętnie zaśpiewa na karaoke, zatańczy na dyskotece, od których wieczorem dudni miasto. Jest mnóstwo konkursów typu talent show już od najmłodszych lat i szkolnych zespołów.
- Chwalą się swoim statusem – dziwnie wyglądają wypasione samochody przy chałupach
- Lubią krzykliwe kolory
- Kochają walki kogutów i już dzieci je trenują.
Nie wiem, ile kogutów przypada na jednego Filipińczyka, ale między godziną 4 a 6 rano wydaje się, że conajmniej 10 😉
Z mojej perspektywy obserwacja Filipińczyków była dobrą lekcją, jak docenić to, co mamy. Zamiast gonić za rzeczami, które nie są nam niezbędne, spotykać się z ludźmi, na których nam tak naprawdę nie zależy – lepiej skupić się na byciu tu i teraz i docenianiu tego, co mamy oraz bliskich, których mamy wokół siebie.
Filipiny, jak większość krajów południowych uczą zwolnienia. Oni mają czas – my podobno pieniądze.
Tak sobie myślę, że ponieważ na Filipinach jest ciepło, nie potrzebują się szybko poruszać, żeby ogrzać, wręcz przeciwnie. U nas natomiast jest zimno i być może klimat tak nas zmusza do pośpiechu, żebyśmy łatwiej się rozgrzewali…
Nieee… to chyba jednak zbyt naciągana teoria, chociaż nas też dopadło to rozleniwienie :)… szczególnie po powrocie.
Dzieci
Jak wszędzie dzieciaki są wdzięcznym tematem fotografii. Zawsze uśmiechnięte, ciekawskie, ale nie narzucające się. Bardzo wdzięczne za wszelkie drobiazgi, które dla nich mieliśmy. Przywiozłem z Polski mazaki, kredki, zeszyty do kolorowania, baloniki, nalepki, lizaki, ptasie mleczko… warto było 🙂
Kilka z moich ulubionych fotografii dzieci.
Edukacja.
Edukacja na poziomie podstawowym jest chyba powszechna. Dzieci w danej szkole są najczęściej w takich samych ubraniach i wygląda to fajnie.
Nauka na wyższym poziomie wiąże się z dużymi kosztami i mogą na nią pozwolić sobie tylko niektórzy z członków rodzin. Ukończenie szkoły jest wysiłkiem finansowym i wydarzeniem, którym rodziny chwalą się, także na banerach eksponowanych w publicznych miejscach. Taki wyedukowany członek rodziny ma potem moralny obowiązek wspierać finansowo resztę rodziny.
Najstarsi członkowie rodzin utrzymywani są przez potomków, system emerytalny na wsiach raczej nie funkcjonuje. Starsi ludzie starają się być pomocni i jak najdłużej nie być ciężarem dla rodziny.
Pogoda.
Nie ma tu klasycznych pór roku. Podobno można wyróżnić porę suchą i deszczową. Przyjechaliśmy na wyspę na początku stycznia. Teoretycznie po zakończeniu pory deszczowej, ale przez prawie połowę czasu zdarzały się chwilowe deszcze, nawet burze, zachmurzenie, które było oddechem od bardzo słonecznych dni. Średnia temperatura w dzień wahała się od 26 do 30 stopni, w nocy około 25. Od kwietnia zaczyna się bardzo gorący okres, około 40 stopni ciepła i to jest trudny czas dla nas europejczyków.
Nagły tropikalny deszczyk w trakcie wizyty u Alicji…
Myślę, że najlepszym okresem na wyjazd jest luty i marzec – jeszcze nie jest upalnie a już deszcz nie pada. W tym okresie chciałbym tu wrócić za rok 🙂
Bezpieczeństwo.
Ochroniarze są wszędzie, przy sklepach, przy ośrodkach turystycznych, chociaż wyglądają raczej pro forma. Generalnie czuliśmy się bezpiecznie.
Niepokoje i zamieszki dotyczą południowych krańców Filipin, wyspy Mindanao, gdzie muzułmańscy partyzanci porywają turystów i starają się oderwać te prowincje od Filipin.
Na ulicach jeździ się wolno. Podobno mimo braków znaków drogowych wypadki prawie się nie zdarzają. Słyszeliśmy o jednym przypadku totalnego okradzenia Polaka, ale był w takim stanie upojenia alkoholowego, że nie potrafił wyjaśnić, co się stało.
Warto sprawdzać przy zakupach, czy ceny są dobrze naliczone, czy dystrybutor na stacji benzynowej został zresetowany i czy dobrze została wyliczona reszta za zakupy. W takich przypadkach białego człowieka niektórzy traktują jak bogatą dojną krowę…
Zakupy pamiątek
Pamiątki w dużym wyborze roznoszą na plaży handlarze. Co prawda oficjalnie nie wolno wywozić niczego, co pochodzi z morza (np. muszli i koralowców), ale do drobiazgów nie czepiają się na granicy. Co można wywieźć?.
- dla handlarzy na plaży warto oferować nie więcej niż 1/3 ceny wywoławczej, przy większej ilości zakupów schodzą z ceny co najmniej o połowę, nie warto kupować na początku przyjazdu, na pewno wrócą z lepszą ofertą.
- Przykładowe ceny: naszyjnik z muszli – 5 do do 10peso, bransoletka z koralowca – 50 peso, komplet korali – na rekę, szyję + kolczyki – cena zaczyna się od 600, wynegocjowałem na 150. (1$=50peso)
Jedzenie na wyspie
- patrząc na restaurację hotelową na śniadanie króluje jajko w różnej postaci, parówki i boczek
- wokół szkół mnóstwo fast foodów chipsów i batoników
- filipińczycy przejmują coraz coraz więcej jedzenia śmieciowego
- w przydrożnych barach i straganach króluje mięso w formie szaszłyków z grilla i biały ryż
Są też restauracje zakładane i prowadzone przez obcokrajowców, gdzie można zjeść drożej, ale są bardziej znajome potrawy oraz lokalne owoce morza.
Dla mnie najprzyjemniejszym wspomnieniem kulinarnym z Filipin będzie pierwszy po 16 dniach postu zjedzony kokos.
Więcej o tym, jak my się odżywialiśmy napiszę w jednym z kolejnych wpisów podsumowujących efekty postu i dobre praktyki.
Generalnie po przeczytaniu niektórych elementów opisu Filipin mógłbym trochę zniechęcić do wyjazdu… ale na miejscu jakoś to mi nie przeszkadzało i chętnie tam wrócę za rok.
______________________________________________
Wpisy pojawiają się nieregularnie, więc jak kogoś to interesuje, proszę wybrać opcję:
Suuuuper artykuł!