Wystawa fotografii w kawiarni Fama w Białymstoku.
W dniu 5 czerwca spotkaniu z cyklu Ciekawi Świata towarzyszyło udostępnienie wystawy moich fotografii: Filipiny. Wyprawa po zdrowie.
Wspólnie z Marcinem Pawlukiewiczem z Białostockiego Ośrodka Kultury wybraliśmy 31 fotografii, które jak nam się wydaje skrótowo opisują to, co tam dostrzegłem. Wystawa będzie eksponowana do końca lata.
Odwiedzających zapraszam do zabawy. Tylko 5 fotografii wykonałem lustrzanką, pozostałe – telefonem. Zgadniecie, które zrobiłem lustrzanką? Poniżej znajdują się miniatury z numerami w opisach. Chętnych proszę o typowanie w komentarzach pod postem.
Osobę która pierwsza wytypuje 5 fotografii wykonanych lustrzanką czeka nagroda – kupon o wartości 100 zł do wykorzystania w serwisie https://WydrukujFotografie.pl na wydruk i oprawę własnych fotografii lub wybranych z galerii serwisu.
1. Gdy przypłynęliśmy promem na wyspę, spotkała mnie miła niespodzianka. Poczułem się prawie jak VIP, gdy zobaczyłem uśmiechniętego Filipińczyka z karteczką z moim nazwiskiem. Zaprosił na do hotelowej prawie limuzyny.
Tricykle (tuk tuki) są podstawowym środkiem transportu na wyspie i w różnych konfiguracjach służą do przewozu prawie wszystkiego, co możemy sobie wyobrazić… a nawet więcej.
2. Kolejna dostawa kokosów prosto z palmy. Przez 16 dni, woda kokosowa oprócz zwykłej wody była moim jedynym posiłkiem. Okazuje się, że zawiera ponad 80% mikroelementów, niezbędnych człowiekowi do życia. Jeden kokos daje 0,5-0,7 l wody kokosowej. Na początku piłem 4-5 kokosów dziennie, później wystarczyły dwa. Koszt jednego kokosa to 20 peso, czyli około 1,5 zł. Czyli dzienne wyżywienie przez 16 dni nie kosztowało mnie więcej niż 3 do 7 zł. W trakcie II Wojny Światowej wodę kokosową przetaczano żołnierzom uzupełniając ubytki krwi, gdyż posiada skład zbliżony do ludzkiego osocza.
3. Pierwszy kogut, jakiego spotkałem na wyspie. Nie wiem, ile ich tam jest, ale codziennie o świcie dałbym głowę, że ponad 10 musi przypadać na głowę mieszkańca. Wszystkie są na smyczy i tylko dobre stopery są w stanie zneutralizować ich poranne zawody w pianiu.
4. Walki kogutów są jedną z narodowych pasji Filipińczyków. W każdym gospodarstwie można spotkać przywiązane na smyczy koguty i wiele z nich trenowana jest do walk. Zajmują się tym także dzieci.
5. Pierwszy landszafcik, zrobiony na Bantayan. Zachwyt egzotyką, lokalnym krajobrazem i plażą, która ciągnie się wzdłuż miejscowości Santa Fe, gdzie mieszkaliśmy. Na pierwszym planie łódka, którą wkrótce mieliśmy trochę znielubić.
6. Filipiny w pigułce, czyli… kościół, feeria kolorów i dziwnych form oraz mieszanina nowoczesności i biedy.
7. Filipińczycy są bardzo przyjaźni. Spotkałem się tylko raz z odmową zrobienia zdjęcia. Kraj jest chrześcijański, poza muzułmańskim południem, które stara się oderwać od reszty. Kiedy figurka Santo Nino – Świętego Dzieciątka przybywa do miasta, jest wielka, kolorowa feta.
8. Filipińczycy, mimo, że są ostentacyjnie chrześcijańscy, są zarazem bardzo przesądni. Często korzystają z porad wróżbitek i szamanów. Alice Tendidu jest najbardziej znaną wróżbitką na wyspie. Pojechałem do niej z ciekawości, ale z konieczności stałem się tłumaczem dla kilkunastu osób i w końcu sam trochę posłuchałem o sobie. Darowane przeze mnie ptasie mleczko Alicja zaniosła na ołtarzyk obok pomieszczenia, w którym wróżyła z kart. Jak się domyślam zrobiła to w ofierze Santo Nino (Świętemu Dzieciątku).
9. Odwiedziny u Alice Tendidu. Wybraliśmy się tam grupą 12 osób. Alicja wróży z kart i nie tylko. Wiedząc, że ma 12 dzieci, wziąłem przywiezione z Polski mazaki, baloniki i inne drobiazgi jako prezenty. Inni podarowali cukierki.
10. Na Filipinach wszyscy mają talent. Gdy przyjechaliśmy na wyspę, w różnych jej zakątkach mogliśmy usłyszeć orkiestry. Sprawa wyjaśniła się 15 stycznia. Rozpoczął się festiwal szkolnych orkiestr dętych.
Nawet gdy jest biednie, musi być głośno, wesoło i kolorowo!
11. Filipiny to biedny kraj szczęśliwych i pogodnych ludzi. Przebywanie tutaj uczy życia tu i teraz, doceniania tego, co się ma i nie przejmowania się bałaganem, rozpadającym płotem, czy przeciekającym dachem. Komu przeszkadza tzw. bylejakość, niech tutaj nie przyjeżdża, bo będzie zdegustowany. Filipińczycy odnajdują się w niewykończonych, czasami skleconych z byle czego domach, zagraconych podwórkach i wałęsających się wszędzie psach.
12. Wejście do szkoły integracyjnej. Bezpańskie psy czekają przy lokalnym sklepiku na swoją szansę. Prawie wszystkie wyglądają na chore i zagłodzone… Grzegorz (organizator wyjazdu) twierdził, że stanowią one żelazną rezerwę żywieniową na wypadek tajfunu… Mam jednak nadzieję, że żartował.
13. Catering po filipińsku. Pieczona świnia (Lechon Baboy) to tradycyjna potrawa na ważniejszych przyjęciach Filipińczyków.
14. Tuk tuk, tricel, tricykl… różnie je nazywaliśmy. Filipińczycy wykorzystują je jako podstawowy środek transportu. Zbudowane na bazie motocykla, czasami zaskakiwały tym, co można było nimi przewozić. Jako taksówki na żądanie mieściły nawet 14 Filipińczyków! Nasz rekord to 12 osób… ale były kłopoty z wjazdem na wzniesienia.
15. Pochmurny poranek. Rybacy już wrócili z nocnego połowu. Psy wychodzą na plażę i „zaznaczają” swój teren. Brak oczyszczalni ścieków i bezpańskie, chore psy, których na wyspie było mnóstwo, były prawdopodobnie przyczyną problemów zdrowotnych niektórych członków naszej grupy.
16. W styczniu opady lub burze występują bardzo rzadko. Jednak w trakcie naszego pobytu wyjątkowo często poranki witały nas deszczowo. Rybacy naradzają się, czy wypływać w morze. Zmiany pogody są szybkie, a burze gwałtowne, co jest bardzo niebezpieczne dla dość delikatnych łodzi.
17. Filipińczycy są bardzo rodzinni i z wielkim szacunkiem odnoszą się do seniorów. Ponieważ system emerytalny nie obejmuje większości starszych ludzi, pracują oni tak długo jak mogą, żeby nie być ciężarem dla utrzymującej ich rodziny.
18. Świt to czas, kiedy w trakcie odpływu starsze kobiety przesiewają piasek na plaży i zbierają drobne muszelki. Potem są one nawlekane w formie naszyjników, które najmłodsze pokolenie sprzedaje turystom.
19. Świt. Plaża w pobliżu Santa Fe. Rybacy wrócili z nocnego połowu i porządkują sieci. Dzieci towarzyszą im, bawiąc się na plaży.
20. Wyspa Bantayan nie jest znanym i drogim resortem. Od kilku lat podnosi się po zniszczeniach, wywołanych supertajfunem Yolanda. Buduje się nową infrastrukturę dla turystów. Takie mini enklawy, mające dawać poczucie luksusu, czasami irytująco kontrastują z brudną plażą czy rozpadającymi się domostwami.
21. W styczniu powinna kończyć się pora deszczowa, jednak w tym roku było bardzo wietrznie i zdarzały się gwałtowne burze. Po każdej z nich morze wyrzucało na brzeg mnóstwo śmieci, które potem Filipińczycy nieśpiesznie sprzątali. Z wietrznej pogody cieszyli się kitesurferzy, którzy bazowali w okolicy.
Bałagan na plaży nie jest domeną naszej wyspy.
W kwietniu prezydent Filipin, Rodrigo Duterte zdecydował o zamknięciu na pół roku dla turystów jednej z turystycznych mekk – wyspy Boracay.
Kontrola wykazała, że 195 firm nielegalnie podłączyło rury kanalizacyjne do miejskich wodociągów.
22. Kolejny pochmurny wschód słońca, ale nawet taki jest bardzo ciepły i magiczny. Przed burzą łodzie wnoszone są na brzeg dla ochrony przed wiatrem. Tylko nieliczni decydują się na pozostawienie łodzi na kotwicy.
23. Pierwszy rejs na Virgin Island. Filipiny to kraj ponad 7000 wysp. Tego typu łódki są podstawowym środkiem transportu turystów, a poza okresami wakacyjnymi służą do łowienia ryb. Związane sznurkami skrzydła z bambusa, pełniące rolę stabilizatorów, nie budziły naszego zaufania, ale w ostateczności sprawdziły się. Natomiast silnik – jak się wydawało – rzęził ostatkiem sił. Stopery do uszu bardzo by się przydały.
24. Virgin Island, około 40 minut łódką od Bantayan. Wyspa zaaranżowana na jednodniowe pobyty dla turystów.
Przed wyjazdem zakupiłem pokrowiec ochronny do aparatu, który testowałem, wykonując zdjęcia czterem “Syrenkom”. Towarzyszyła mi w tym przez dłuższy czas ciekawska rybka.
25. Virgin Island. Infrastruktura dla turystów jest w typowym stylu… czyli kolorowa, lekko kiczowata i dosyć zaniedbana. Dopóki się nie rozpada, pajęczynami nikt się nie przejmuje.
26. Wyspa Funtastic Island. Infrastruktura budowana dla turystów wydaje się być wzorowana na Santorini. “Prawie” im wyszło, chociaż ”prawie” robi w tym przypadku ogromną różnicę. Na pierwszym planie złowione o poranku ryby. Wieczorem są już wysuszone.
27. Na Filipinach znajduje się pięć z 10 najpiękniejszych plaż świata. W Santa Fe, gdzie mieszkaliśmy, plaża znajdowała się tuż przy centrum i to właśnie tam, wieczorami koncentrowało się życie turystów i mieszkańców. To tam odbywaliśmy niekończące się negocjacje z handlarzami pamiątek. Z czasem nauczyliśmy się, że cena ostateczna to najczęściej 25% ceny wyjściowej.
28. Kolejny z magicznych wieczorów na wyspie Bantayan.
29. Po 16 dniach diety złożonej z wody kokosowej, uzupełnianej czystą wodą, nastąpił TEN DZIEŃ. Zaserwowano nam zupki wielowarzywne, wzbogacone o hibiskus. Warzywa dostarczają błonnika, niezbędnego do uruchomienia na nowo pracy jelit, a hibiskus to bogate źródło witaminy C. Głodowanie do 40 dni, dla większości ludzi powinno być korzystne i fizjologicznie bezpieczne, ale zbyt szybkie wychodzenie z głodówki może być niebezpieczne. Należy odżywiać się bardzo umiarkowanie, gdyż system trawienny nie jest przygotowany na stały pokarm.
30. Cebu – drugie co do wielkości miasto Filipin z lotniskiem, na które przylecieliśmy i skąd wracaliśmy do Polski. Tu życie płynie bardziej wielkomiejskim tempem. Ostatni wieczór na Filipinach. Typowy uliczny fast-food, czyli zupka sprzedawana w torebkach foliowych i pieczone lub smażone szaszłyki.
31. Dzięki różnicy czasu i porannemu pianiu kogutów, przez pierwsze kilka dni po przylocie budziłem się około godziny 5.00. Wykorzystywałem ten czas, by pospacerować o świcie po plaży. Codziennie można było dostrzec coś nowego.
Mój ślad na filipińskiej ziemi… niestety, przetrwał tylko kilka minut.
Natomiast ślad odciśnięty w mojej duszy przez pobyt na Filipinach okazał się znacznie trwalszy.
Filipiny uczą zwolnienia, bycia tu i teraz oraz doceniania tego, co się ma oraz bliskich, których mamy wokół siebie.
Dziękuję. Teraz staram się odrobić tą lekcję 🙂
AR