12.01.2018 – 4 Dzień postu na wodzie kokosowej i pierwsza noc przespana w pełnym wymiarze.
Co prawda obudziłem się o 4:30, a właściwie palące plecy mnie obudziły, ale że z powodu braku prądu zasnęliśmy tuż po 20 – pierwszy raz spaliśmy ponad 8 godzin. Nacieranie aloesem (zerwanym z ogródka w bazie), więc do łóżka nie ma co wracać, rozmasowanie obolałych po marszu mięśni. Jest czas na zrobienie wpisu z wczorajszego dnia. Oczywiście od razu trzeba umyć zęby, bo oczyszczanie organizmu generuje mało sympatyczny oddech.
Jak następnym razem tak wcześnie się obudzę – biorę statyw, aparat i jadę na plażę wschód słońca fotografować.
Dwie oczywiste lekcje z wczorajszego dnia:
- nie rzucać się na pełne słońce, raczej opalać po południu, ewentualnie jak jest za chmurami – wiem, każdy to wie 😉
- przed marszem z kijkami zrobić rozgrzewkę a po nim zrobić ćwiczenia rozciągające – wiem żoneczko – to oczywiste 😉
- Nie chodzić z kijkami w pełnym słońcu
Ponieważ ustalenie wspólnej grupy wyjazdowej na badania laboratoryjne do szpitala przeciągnęło się, zdecydowałem razem z Tadeuszem, że pojedziemy sami, być może z innymi podzielimy się doświadczeniami.
Wystarczyło stanąć przy drodze wylotowej, by po 5 minutach zatrzymał się “minibusik” i ruszyliśmy bardzo przewiewnym, choć nie przygotowanym na mój wzrost pojazdem.
Poprosiliśmy o zatrzymanie na rogatkach miasta, dalej pieszo około 300 metrów dotarliśmy do szpitala. Na trasie są znaki informacyjne, więc łatwo trafić. Budynek szpitalny jest aktualnie w remoncie, konstrukcja rusztowań zadziwiająca.
“Recepcja” znacznie odbiega od standardów, jakie mamy w Polsce. Na wejściu siedzi lekarz, u którego można skonsultować zakres badań, z wypełnioną karteczką podchodzi się do okienka po lewej, miła pani nalicza opłatę, którą się u niej uiszcza i z tą karteczką wędruje do laboratorium.
Przed wejściem trzeba zdjąć buty, samo pobranie krwi tak jak u nas, rozmowa z pielęgniarkami powoduje, że ukłucie jest nie wyczuwalne 😉
Jeżeli trzeba zrobić badania moczu, dostaje się pojemnik i panie kierują na zaplecze do jedynej dostępnej toalety… lekki szok. Trudno się skupić nad oddaniem materiału do analizy, jednocześnie trzymają drzwi nogą, bo nie zamykają się.
I to już wszystko, odbiór wyników o godz. 16 tego samego dnia. (odbierał kolega, więc nie wiem dokładnie w jakich godzinach można odebrać, ale obsługa jest bardzo miła i na wszystkie pytania odpowiadają).
Po odebraniu wyników okazało się, że niektóre się poprawiły w stosunku do badań grudniowych, natomiast 2 inne pogorszyły. Dotychczas gasiłem pragnienie, teraz postanowiłem pić znacznie więcej wody – to chyba uniwersalna rada dla poszczących – około 3-4l wody/dzień.
Po wizycie w szpitalu zrobiłem dłuższy spacer po Bantayan, targ jest niesamowity, ale więcej o tym może w innym wpisie.
Teraz znowu okazją, tym razem jeszcze mniejszy i bardziej rozklekotany pojazd.
Wieczorem mieliśmy kolejne spotkanie z dr Kołodziejczykiem. Grzegorz przekazał możliwe propozycje wyjazdowe na najbliższe dni oraz omówiliśmy sposoby wychodzenia z postu/głodówki. Zależnie od długości głodówki, wychodzenie wygląda różnie, przy poście do 10 dni można przejść od razu na warzywa i owoce, dla głodujących dłużej zaprzyjaźniona restauracja w Budyong Beach Resort. przygotuje zupki warzywne wg. przepisu Grzegorza Ślezaka.
Ponieważ nie było chętnych, zająłem się organizowaniem kontaktów z szefową restauracji oraz najbliższych wyjazdów (dlaczego mnie to nie dziwi?). Teraz późny wieczór na opisanie tych ustaleń w grupie na facebooku oraz zrobienie wpisu na blogu.
Dzisiaj bardzo słoneczny dzień. Dałem odpocząć mojej umęczonej skórze od słońca. Aloes czyni cuda 🙂
Bilans dnia: 5 kokosów opróżnionych z wody, 12 szklanek wody (dodajemy po szczypcie soli kamiennej, żeby uzupełnić sód).
Samopoczucie fizyczne i psychiczne dość dobre. Brak łaknięcia jedzenia. Symptomy oczyszczania: niestety nieprzyjemny zapach z ust.