22.01.2018 – 14 Dzień postu na wodzie kokosowej (pół na pół z wodą).
Dzisiaj miałem pierwszą trudniejszą noc, wczoraj rozmawialiśmy o wyciskaniu soków, oleju… i od razu w ustach poczułem smak mojego gryczano-jaglanego chlebka polanego świeżym olejem z dobrego siemienia lnianego… no pycha… tylko nie pod koniec postu!!! Położyłem się spać z głową pełną pomysłów do napisania, w nocy śniły mi się jakieś rozrywane banknoty, jedzenie… no ciężka noc po prostu. Przed godz. 6 zbudziły mnie koguty, muzyczka od sąsiadów z naprzeciwka i odgłosy ulicy.
Posiedziałem chwilę na balkonie, ale jakoś nie mogłem się uspokoić, ciśnienie ok. 118/76, ale puls skoczył do 86. Cóż… trzeba zacząć dzień od wcześniejszej porcji wody kokosowej. Sączenie wody z kokosa bardzo uspokaja… jeżeli potrafi się pić spokojnie i delektować każdym łykiem 😉
Moje wyzwanie
Dzisiaj pierwszy dzień kolejnej “próby”. Większość grupy kończy głodówki lub posty i zaczyna zupki warzywne oraz śniadania z sałatek owocowych… no nie będę opowiadał. Postanowiłem jeszcze 3 dni utrzymać się na poście, generalnie nie mam łaknienia i czuję się dobrze… pod warunkiem, że nie mam styczności z jedzeniem. Ponieważ taki kontakt i rozmowy będą – te 3 dodatkowe dni będą dla mnie wyzwaniem.
Tradycyjnie, dzięki zamulającemu Internetowi ruszyłem się z naszej Adelaidy dopiero przed godz. 12. Profilaktycznie łyknąłem całego kokosa i pojechałem do jadłodajni sprawdzić, jak tam śniadanko, czy dobrze dogadaliśmy z właścicielką. Na miejscu były już tylko puste krzesła i ostatnie osoby, które z ukontentowaniem celebrowały miseczki z owocami. Okazało się, że porcje były duże, szczególnie na skurczone żołądki, także wszyscy byli zadowoleni.
Chwila (niestety dość krótka) sportu
Poszedłem nawodnić w morzu moje ciałko i zażyć odrobinę słońca zza chmur. Umówiliśmy się z kolegami na grę w siatkę i muszę przyznać, że moje rumakowanie skończyło się po kilkunastu minutach. Organizm odwykły od wysiłku po prostu zmusił mnie do ponownego zanurzenia się w morzu i złapania oddechu. Dzięki temu przypomniałem sobie, jak płukać zatoki wodą morską… i rzeczywiście działa super.
Tak, wiem, wiem – garbię się niemiłosiernie, ale pustka pod żebrami mnie ściąga 😉
Zupki, zupki, wyczekiwane zupki
O godzinie 16 osoby kończące głodówkę stawiły się w komplecie i z niecierpliwością w pięknej scenerii oczekiwały pierwszego od conajmniej kilkunastu dni, kontaktu żołądka z czymś więcej niż tylko płynami.
Zupki kazały na siebie poczekać odrobinę, ale po kilkudziesięciu minutach ubarwione pięknymi hibiskusami trafiły na stoły i odbyło się pierwsze smakowanie. Zniosłem ten widok mężnie 🙂
Wyraz twarzy pierwszych kosztujących mówi wszystko… ja muszę zająć się czymś innym.
Wycieczki, wycieczki…
W międzyczasie zająłem się kompletowaniem i organizacją wypraw we wtorek na Virgin Island, a w środę na dłuższą wyprawę na Malapascua Island.
Potem tradycyjnie ziółka Grzegorza, masaż na rozluźnienie zakwasów 😉 po 15 minutach grania, przygotowanie postu na bloga i lulu, żeby jutro wcześnie wstać i cieszyć się wyprawą i nurkowaniem.
BILANS DNIA.
3 kokosy opróżnione z wody + około 2l wody. Ciśnienie 119/82, puls 65. Nastrój dobry, staram się skończyć wpis, ale znowu Internet zamula, więc lulu.
P.S. Podłączyłem wczoraj google analytics do bloga i widzę, że dziennie wchodzi na niego ponad 120 osób. Dziękuję 🙂