Pożegnanie z plażą i Bałtykiem
Pożegnanie z plażą i Bałtykiem
Żegnamy się z plażą i morzem… Dust in the wind mi się jakoś kojarzy

22 kwietnia 2018. Posumowanie głodówki.

Przez ostatnie dni zmagałem się z poranną niemocą i niechęcią do wstawania. Grażka już wczoraj rano przeszła na wywar warzywny, ja dołączyłem do niej szklanką soku z grejpruta tuż po południu. W końcu dzisiaj przede mną ponad 600km za kierownicą.

Kuracja poskutkowała i rano obudziłem się już o godz.6 prawie silny, ale zwarty i gotowy i bez bólu głowy.

Przed godz. 8 tym razem punktualnie stawiliśmy się na ostatnie skrócone zajęcia z jogi na plaży. Bardzo, bardzo wiało, ale jak zwykle wystawiliśmy swoje twarze i skierowaliśmy ręce w kierunku słońca, by zaczerpnąć wspólnie ostatni raz energii. Krótszy zestaw ćwiczeń, tym razem z nowym zapasem sił przeszedłem bez ociągania.

Poranna joga na plaży
Poranna joga na plaży

Po powrocie ostatnia wizyta w saunie i na basenie, następnie pakowanie i wyjeżdżamy.

Koniecznie chciałem jeszcze zrobić nam ostatnie zdjęcie na plaży, ale żoneczka zirytowała się moim nagłym “galopowaniem” i… na zdjęciu jestem sam.

ostatnie zdjęcie na plaży... miało być wesołe ;)
ostatnie zdjęcie na plaży… miało być wesołe 😉

Droga bez problemów i o godz. 20 – HOME, SWEET HOME.

Podsumowanie organizacyjne

Organizacja – Agnieszka Olendzka (Wegetariański Świat), serwis Glodowka.pl

Dużym plusem wyjazdu było zakwaterowanie w 4* Domu Zdrojowym w Jastarni. Warunki praktycznie luksusowe, basen, jacuzzi, sauna sucha i mokra, bardzo pomogły w utrzymaniu dobrego nastroju. Bliskość morza ułatwiała nam spacery i ćwiczenia, a nadmorska bryza zapewne ładowała nas dużą dawką jodu. Kilkunastoletnie doświadczenie organizatora i kadry było bezcenne. Wiele rad się sprawdziło. Zdecydowanie polecam. Plan dnia nie zostawiał wiele czasu na nudę i każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Grupa się zgrała, i choć wielu z nas trochę cierpiało przechodząc głodówkę mogliśmy liczyć na wzajemne wsparcie. Ogólny bilans organizacyjny jest bardzo pozytywny.

Kadra wspierająca:

Karolina Brzezińska (zajęcia z jogi, masaż polinezyjski). Poranne i popołudniowe ćwiczenia jogi to bardzo dobry pomysł. Pomogły nam rozruszać się, odnaleźć nowe możliwości naszego ciała i zagłębić się w ducha oraz wydalić z organizmu to, co nam zalegało. Tzw. “dzwon” wprowadzał nas w inny świat. Indywidualne zabiegi z masażu to nie było tylko rozluźnianie ciała, ale analiza blokad, które Karolina wyczuwała w organiźmie i potrafiła je w zaskakująco trafny sposób diagnozować. Duży +

Walentyna Kaczmarska (zabiegi energetyczne na ciele, masaże). Bardzo ciepła osoba, korzystałem z masażu i zabiegu energetycznego i jestem bardzo zadowolony.

dr Paweł Błaszczyszyn (opieka medyczna, zabiegi i wykłady). Wszechstronna wiedza, chociaż przekazywana dość monotonnie, momentami mogła nudzić. Dygresje i żarciki w trakcie wykładów czasami lekko irytujące, ale… prowadzący miał tego świadomość, takiego ma stajla i się nie zmieni 🙂 Zabiegi, których doświadczyłem – zdecydowanie profesjonalne, poczułem zmianę pozytywną.

Stefan Poprawa (masaż shiatsu, wykłady o makrobiotyce i gotowanie dla obserwujących). Wyjątkowo wrażliwy i empatyczny człowiek. Nauka masażu shiatsu niestety nie była dla mnie komfortowa na podłodze, więc po pierwszych zajęciach odpuściłem, chociaż uczestnicy byli bardzo zadowoleni. Wykłady z makrobiotyki były właściwie wprowadzeniem do jej filozofii i prowadzone momentami chaotycznie zasiały zainteresowanie tym sposobem podchodzenia do sztuki przygotowania pożywienia. Na pewno się zainteresuję makrobiotyką, wkrótce kupimy książkę i czekamy aż Stefan uzupełni swoją stronę.

BILANS Głodówki

11 dni na płynach, w tym 7 dni na wodzie.

Parametry na początku: waga 87kg, zawartość tłuszczu 21,1%, 18,1 kg

Parametry na końcu głodówki: waga 80kg, zawartość tłuszczu 20,8%, 16,6 kg

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem taką wagę, chyba w Technikum? Mało, chociaż nadal trochę ponad normę 20%.

Wspomnienie z Filipin, kiedy to byłem 16 dni na wodzie kokosowej to bajka. Tutaj czułem się znacznie gorzej, szczególnie rano nie miałem sił. Może temperatura nie ta lub słońce jakby słabsze? Lewatywy z kawy bardzo pomagały w podniesieniu energii i wyrzuceniu z siebie złogów i niechcianych lokatorów. Zajęcia z jogi uważam za najbardziej wartościowe uzupełnienie planu dnia a możliwość dowolnego korzystania z sauny i basenu jako miły luksus na głodówce 🙂

Efekty zdrowotne ocenię za tydzień, dwa, jak zrobię badania.

Tym razem także nie doświadczyłem spektakularnego przełomu kwasiczego, czyli nagłego wzrostu sił witalnych, kiedy organizm przechodzi na własne zasilanie. Być może tak mam albo było znowu za krótko.

Ćwiczenia z jogi i seria zabiegów masażu, akupresury i akupunktury pozwoliły mi odblokować i uelastycznić trochę kręgosłup. Teraz już tylko ode mnie zależy utrzymanie właściwej postawy.

 

P.S.

Następnego dnia po powrocie ugotowałem rano zupę na wyjście z głodówki według przepisu Stefana Poprawy (jak mi się wydawało). Niestety wyszedł z tego raczej gulasz warzywny, bo nie wyczułem proporcji… ale bardzo smakował. Nawet nie zapowiedzeni goście zjedli 🙂

zupka warzywna na wyjście z głodówki
Zupka warzywna na wyjście z głodówki

Następne “zdziwienie” w garderobie… zaskakująco dużo miejsca zrobiło mi się w spodniach ;)… nawet pasek na ostatnią dziurkę nie pomógł. Za kilka dni trochę obwodu wróci, ale na razie jest zdecydowanie zbyt luźno.

Luz w spodniach :)
Luz w spodniach… i moje pierwsze zdjęcie do lustra 🙂

______________________________________________

Wpisy pojawiają się nieregularnie, więc jak chcesz być na bieżąco, proszę wybierz opcję:

ZAPRENUMERUJ TEN BLOG PRZEZ E-MAIL – prawe menu na STRONIE GŁÓWNEJ  lub na dole tej strony.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.